Urodził się 18 marca 1935 r. w Białymstoku. W latach 1946–1952 był ministrantem w kościele pw.Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Traugutta. Jego osobowość formował ks. Aleksander Syczewski. Po wojnie, latach 1947–1950 był harcerzem. Zasadniczą służbę wojskową odbył w Dęblinie, w latach 1955–1956 ukończył tam Szkołę Orląt. Po szkole służył jako strzelec pokładowy-radiotelegrafista w Eskadrze Holowniczej JW 2571 w Świdwinie. Po ukończeniu służby wojskowej powrócił do cywila. Po zawarciu małżeństwa zamieszkał w Warszawie na Żoliborzu i stał się parafianinem kościoła pw. św. Stanisława Kostki. Od 1963 do 1988 r. pracował w Hucie „Warszawa”. Od 1980 r. Jerzy Szóstko aktywnie działał w NSZZ „Solidarność”, a po wprowadzeniu stanu wojennego i w kolejnych latach, w podziemnych strukturach związkowych. Wielki wpływ na jego drogę życiową wywarł ks. Jerzy Popiełuszko. Ważne wydarzenia i ludzi utrwalał na licznych fotografiach. Zmarł 9 marca 2015 r. Rozmowę zarejestrowano w 2006 r. źródło: Instytut Pamięci Narodowej
Hanna Grabińska: Gdzieś przed dwunastą dzwonił ksiądz i pytał:
- Czy bardzo Panią zbudziłem?
Mówiłam: - Nie, tylko troszeczkę.
- To będę dyktował...
„Mężczyzna taki..., wzrost, takie buty, kobieta… tam dwoje dzieci", czy coś takiego i przygotowywało się worek, taki czarny worek z tych, które przychodziły, z rzeczami, które mogłyby pasować dla tej rodziny.
- Tak, rozmiar buta, „długość stopy” się mówiło. Panie Jerzy, ja gdzieś powinnam jeszcze mieć... Przecież Huta zrobiła takie patyki metalowe, jak ja to nazywałam, z długością stopy. Boże, gdzie to może być...? Gdzie to może być...? Od najmniejszych, dziecinnych, od 8 cm aż do 42 numeru.
Jerzy Szóstko: Tak, wzorce były i to wkładało się do buta. Tylko nie pamiętam, czy to były z drewna czy to były metalowe?
Hanna Grabińska: Pierwsze były metalowe.
Jerzy Szóstko: Metalowe? A potem z drewna?
Hanna Grabińska: A potem mieliście jakieś trudności…
Jerzy Szóstko: Tak! I stolarnia wykonała u nas to i to się mierzyło.
Realizator: A czyj to był pomysł?
Hanna Grabińska: Wspólny jakiś, trudno powiedzieć, bo myśmy wtedy nie mieli czasu się zastanawiać. Ktoś pomyślał, ktoś zrobił.
Jerzy Szóstko: Na terenie Huty, każdy miał swoją działkę. To było tak organizacyjnie fajnie zrobione, że to nawet przez głowę nie przechodziło. Jak z tą radiostacją, z nadajnikami. Oni jeździli tymi… jak to się nazywa? Pelengator, na aucie… wyłapują fale, żeby znaleźć miejsce nadawania. A to poszczególne wydziały miały swoje nadajniki. I o wyznaczonej godzinie: punkt godzina dziewiąta… i każdy wydział, pracownik włączał to, w jednym czasie. I zasięg był tylko (w obszarze) danego wydziału, danej hali. Dalej juz poza obręb nie. I oni jeździli i głupieli. Nie mogli zlokalizować, gdzie to jest. To było naprawdę świetnie zorganizowane. A to był prosty nadajnik. Była kaseta, nagrana, był magnetofon, włączało się kasetę i to szło w eter, podłączone oczywiście do tego nadajnika. Antenka prowizoryczna… i to szło w eter. To było wspaniałe. Radio „Solidarności” Huty Warszawa.
Jerzy Szóstko: …Mówi: „Ty nic nie pomagasz, ty tylko latasz i pstrykasz, i pstrykasz.” No, moje zadanie takie było. Miałem trzy aparaty: czarno - biały, w kolorze i to, od Pani Hani pożyczony był aparat…
Hanna Grabińska: Ponieważ to jest aparat mojej bratowej, która w Turcji robiła spod peleryny zdjęcia tego, czego w Turcji nie wolno było robić. Jak przyjechała tutaj mówi: „Ja ci to zostawię, on ma już swoje przejścia ten aparat, niech on się tu przysłuży”.
Jerzy Szóstko: On bardzo wygodny był. Podczas akcji policji, to ja właśnie ten brałem, bo on wygodny. Ja go mogłem schować, wyjąć szybko i tu nie potrzeba ustawiać.
Jerzy Szóstko: Szkolenia, to było bardzo przydatne właśnie dla klasy robotniczej, te szkolenia.
Hanna Grabińska: Ale tam chodziła również nauczycielka.
Jerzy Szóstko: Tak, to było dla wszystkich, dla klasy robotniczej i dla pracowników.
Hanna Grabińska: Tak naprawdę, to było głównie dla „Solidarności.”
Jerzy Szóstko: Byli wykładowcy: mecenas Wende, Stefan Bratkowski, potem dziennikarze z telewizji, którzy wcześniej pracowali, był Piotr Andrzejewski, między innymi… i wykładali jak ludzie powinni się zachowywać podczas przesłuchiwań. To było potrzebne. Jak trzeba przeprowadzać negocjacje z nimi. I bardzo dużo ludzi było, bo jak były te wykłady, to całe podziemia kościoła były zajęte i potem po tych wykładach, była dyskusja i to było właśnie najciekawsze: forma dyskusji, pytania, odpowiedzi, i tu ludzie chłonęli to i potem w życiu realizowali.
+48 22 845 49 94
01-864 Warszawa